Pamiętam, że w młodości zarzekałem się, iż będę czytał tylko fantastykę, a wszystko inne konsekwentnie omijać zacznę szerokim łukiem. Ale że „głupia konsekwencja jest złym duchem małych ludzi” jak mawiał Ralf Emerson, szybko zmieniłem zdanie.
Zdarzać mi się więc zaczęło, że w poszukiwaniu ciekawych motywów, pomysłów, czy dla zwykłej przyjemności sięgałem i sięgam po pozycje książkowe z różnorakich półek. A tam pod warstwą powieści historycznych, biografii, kryminałów i wszelkiej maści literatury znajduję czasem fantastyczne perełki, a ich twórcy, czy to świadomie czy nie, dzięki nim dołączają do grona osób piszących fantastykę. I właśnie do poszukiwania takich „fantastów nieznanych” szczerze was zachęcam.
Kilka lat temu wpadł mi w ręce jeden tekst autor, którego nigdy, przenigdy, nie podejrzewałbym o to, że może popełnić piórem coś związanego z fantastyką, choć może bardziej adekwatnym będzie nazwanie tego futurologią. Jej zaletą jednakże jest fakt, że była pisana prawie sto lat temu i dziś możemy potwierdzić bądź odrzucić trafność tez w niej zawartych. Kolejnym atutem autora jest to, że otrzymał literackiego Nobla, a w swoim czasie na pisaniu książek zarabiał tyle, że dziś nawet Stephen King by mu pozazdrościł. Mamy tu więc do czynienia nie z samozwańczym pismakiem, ale człowiekiem docenionym zarówno przez krytyków jak i zwykłych czytelników.
W młodości autor ów zaczytywał się Wyspą skarbów Stevensona, później ogromne wrażenie wywarła na nim Wojna światów Wellsa. Jednak najwięcej tematów do własnych tekstów czerpał z własnych doświadczeń. I tu jest ukryty jego kolejny atut, bowiem w odróżnieniu od ludzi, którzy kreują światy tylko na papierze, on robił to w rzeczywistości. Może właśnie dlatego jego teksty czyta się tak wyśmienicie – przepełnia je doświadczenie i wiedza zbierana prawie przez sto lat życia.
Znamienne jest, że fabuła pierwszej powieści, jaką napisał osadzona była w fikcyjnym kraju Lauranii. Oczywiście za tę książkę nie otrzymał Nobla i po prawdzie później sam się jej wstydził, co nie zmienia faktu, że była to fantazja. Następne publikacje miały związek głównie z historią, wojną i polityką. Właśnie w tej sferze stworzył najlepsze teksty dotyczące przyszłości świata i rodzaju ludzkiego, która widziana jego okiem nie wygląda najlepiej. A trzeba przyznać, że oko do dostrzegania tego, czego inni nie widzą, to on miał. Pewnego razu przebywał na statku z damą imieniem Violetta.
Jakże to doskonałe – westchnęła, patrząc na zalaną słońcem linię brzegową Adriatyku. Tak – odparł. Zasięg doskonały – widoczność doskonała – gdybyśmy mieli kilka sześciocalowych dział na pokładzie, jakże łatwo byłoby bombardować..!*
Cóż za subtelność i wyczucie chwili! I chyba tu jest pies pogrzebany. On nigdy nie przejmował się tym, co inni sobie pomyślą, zawsze mówił to, co chciał i kiedy chciał. Był zwyczajnym egocentrykiem, jednak dzięki temu pisał nie owijając w bawełnę.
Czas chyba najwyższy żeby go przedstawić. Chodzi o żołnierza, pisarza i polityka; wielokrotnego posła, ministra i także premiera Wielkiej Brytanii, Winstona Churchilla.
Muszę jednak doprecyzować, po jakie jego teksty warto sięgnąć, bowiem w swoim długim bujnym życiu napisał tak wiele, że trzeba by drugie tyle czasu żeby je wszystkie przeczytać. Na szczęście te związane z fantastyką zostały zebrane w jednej książce pt. Myśli i przygody**. Pośród nich najlepsze trzy. Czy wszyscy mam popełnić zbiorowe samobójstwo, napisany w dwudziestym piątym roku roztacza przed nami wizję wybuchu kolejnej wojny światowej i sposobów jej prowadzenia. Za pięćdziesiąt lat, tytułu chyba nie trzeba wyjaśniać, oraz Skutki masowości we współczesnym świecie, w którym przedstawia fenomenalny i prawdziwie wizjonerski opis tego, co dzieje się dziś, na początku wieku XXI.
Warto od czasu do czasu zaglądać do różnych literackich zakamarków i poszukiwać własnych „fantastów nieznanych”. Zapewniam, że przyjemność z ich odkrywania jest naprawdę ogromna.
* Cytat pochodzi z: N. Rose, Winston Churchill – życie pod prąd, Warszawa 1996.
** Winston S. Churchill, Myśli i przygody, Poznań 2003.